Paweł Burdzy Paweł Burdzy
106
BLOG

Bajeczka dla wyborców Platformy Sprawiedliwości

Paweł Burdzy Paweł Burdzy Polityka Obserwuj notkę 61

 

1.
Najpierw krótka opowieść. Prawdziwa. Autentycznie przejęci niedostatkami III RP i Rywinlandem, dwaj przyjaciele szukali Zmiany. Zachęceni hasłami, obietnicą „ściągnięcia cugli”, wyzwolenia energii Polaków w 2005 r. głosowali na PO-PiS. Jeden wybrał do Sejmu kandydata PO a na prezydenta - Lecha Kaczyńskiego. Drugi poparł posła PiS, wspierając Tuska w prezydenckich. Głosowali jak głosowali dla równowagi, ostatecznie i tak „nasi” mieli rządzić razem. Głosujący na PiS przez dwa lata rządów Braci coraz bardziej przeklinał swój wybór. Jego przyjaciel przeszedł podobną drogę dwa lata później – po dwóch latach rządów Tuska ma już dosyć swojego bohatera. Po czterech latach od tamtych wyborów nie są żadnymi „sierotami” po PO-PiS-ie (jeśli już to naiwnymi „PO-PiS-tutkami”). W przyszłorocznych wyborach, jeśli do drugiej rundy przejdą Lech i Donald (czy inny kandydat PO), jeden z nich nie pójdzie powtórnie do urny. Drugi pójdzie, aby – po raz pierwszy w historii swoich głosowań – oddać świadomie głos nieważny. Z braku rubryczki „żaden z nich” –  postawi wielki, czarny krzyż przez całą wyborczą kartkę.
 
2.
PO-PiS to był jeden z najbardziej udanych wyborczych numerów po 1989. Zmęczeni szesnastoma laty poprawnościowej transformacji, oburzeni na arogancję rządzących (afera Rywina), wreszcie pod wpływem śmierci Największego z Nich, Polacy w dużej części uwierzyli i zagłosowali na ten projekt polityczny. Jak pokazały nastepne cztery lata, wybrali Nowe, aby pozostało po staremu. Do starych dekoracji wstawiono kilka nowych mebli (IPN, CBA), zlikwidowano inne (WSI), ale kraj zapowiadanego kopa do przodu nie dostał. Nowa Oligarchia zastąpiła starą, nawet z ministerialnych stołków starając się przekonywać, że oni wciąż są antysystemowi (PiS), albo mrugając, że z tą IV RP „to tak naprawdę żartowaliśmy” (PO). Z obiecywanego uwolnienia energii obywateli, szarpnięcia cuglami zostało retoryczne młócenie cepami.
 
3.
Popatrzmy, gdzie są bohaterowie obiecujący Zmianę AD 2004/2005
- jedyny chyba na poważnie traktujący zadanie premiera i przygotowujący się do niego przez lata (vide Biała Księga) Jan Rokita, obecnie groteskowy uciekinier przed Lufthansą i niemieckim wymiarem sprawiedliwości;
- autor hasła „Czwartej RP” Paweł Śpiewak: po dwóch latach bycia „sejmowym mięsem armatnim” PO, wrócił do nauki i studiowania Świętych Ksiąg;
- przygotowujący się dwa lata do rządzenia MSWiA Ludwik Dorn - strącony w polityczny niebyt „Trzeci Bliźniak” (Kaczyński uwierzył „bezpartyjnemu fachowcowi” Januszowi Kaczmarkowi), traci inteligencję i talenty na publicystyczne złośliwości;
- Julia Pitera – z  żarliwej Pierwszej Damy Antykorupcji, żałosna obrończyni kolejnych rządowych wpadek i słynna tropicielka afery dorszowej;
-  zamknięty w złotej klatce MSZ, bez realnego wpływu na realną polityczną rzeczywistość -  Radosław Sikorski, kiedyś radosne dziecię PO-PiS;
- zmarginalizowali się/ zmarginalizowani zostali przez partyjną wierchuszkę tacy zwolennicy Zmiany jak Jarosław Sellin, Kazimierz Michał Ujazdowski, Zyta Gilowska, pewnie Jarosław Gowin(pełniący obowiązki konserwtysty w PO), a nawet Kazimierz Marcinkiewicz (w tym wypadku – lowelas na własne życzenie).
Na tym wypalonym polu postał tylko Donald „Król Miłości i Grillowania” Tusk i Jarosław „Gryzący w Pupę Żubra” Kaczyński z bratem Lechem. Spięci w klinczu, sprawnie obsługujący potrzeby swoich wiernych wojów i kiboli. No i otoczeni wianuszkiem żołnierzy, których symbolem są dwie młode gwiazdy obu partii – Sebastian Karpiniuk i Arkadiusz Mularczyk. Dwóch narcyzowatych, zadufanych w sobie partyjnych sierżantów sztabowych, okładających się sztachetami podczas obrad śledźkomisji.
 
4. Naiwnością byłoby mieć pretensję do polityków, że opowiadają bajki, aby zdobyć władzę. Bo twierdzę, że PO-PiS to była bajka („narracja” jak to się teraz mówi) stworzona, aby zagnać ludzi do urn. Jednak szkoda zmarnowanej energii rozbudzonej po aferze Rywina i dekompozycji SLD. Liderzy PiS i PO mówili nam wtedy, że razem zbudują lepszą Polskę. Gdy tylko jednak poczuli smak władzy, ich horyzonty uległy gwałtownemu zawężeniu. Czyli wyszło jak zwykle: Twoja energia wyborco była potrzebna przy urnie, potem odsuń się, nie przeszkadzaj nam w rządzeniu, jak będziesz potrzebny, wezwiemy Cię („Żeby odsunąć Kaczorów” – wersja PO, „Żeby obronić się przed liberałami-aferałami” – wersja PiS).
 
5. Nie mam pretensji do PiS, że poprzez „połknięcie” Samoobrony i LPR zagospodarowała prawicowe antypody. Akurat „połknięcie przystawek” uważam za błyskotliwy ruch Jarosława Kaczyńskiego a polityczna likwidacja samo-obrońców Leppera czy Giertycha (z jego wiernymi hufcami z Matołkarni Wszechpolskiej) dobrze służy Polsce. Mam pretensję, że cała rewolucja skończyła się głównie na wielkim krzyku i raczej miałkich rezultatach. No i ta legendarna polityka kadrowa, gdzie pomimo głośnej, antykomunistycznej retoryki, kończyło się na „bezpartyjnych fachowcach z PZPR”. Dwa przykłady – kariera Janusza Kaczmarka. Drugi – nieco mniej znany, ale jeszcze bardziej dobitny. Gdy po rocznym pohukiwaniu o walce do upadłego o „pierwiastek” w nowym traktacie europejskim, bracia Kaczyńscy na samym końcu negocjacji porzucili swoich szerpów i zwrócili się o pomoc do... Danuty Huebner. Po całym tym krzyku wywalczyli mniej więcej tyle, ile kilka lat wcześniej uzyskał premier Miller.
 
6. Nie mam pretensji do Platformy, że wyciszyła retorykę i odeszła od „szarpania cuglami”, starając się skoncentrować na rzeczach bliższych przeciętnemu Polakowi. Jak pozostanie po tym rządzie trochę dróg krajowych i autostrad oraz „Orlików”, to i tak będzie dobrze. Nie podoba mi się jednak, że cała działalność PO podporządkowane jest nadrzędnemu celowi politycznemu – umieszczeniu Donalda Tuska w Pałacu Prezydenckim. Aby go osiągnąć, politycy Platformy skutecznie wprawili Polaków – że użyję określenia Norberta Maliszewskiego – „w stan uśpienia”, w którym nie ma miejsca na żadne uwalnianie energii , usprawnianie koszmarnej biurokracji czy choćby... jednomandatowe okręgi wyborcze. Komórka pijaru Tuska zarządziła: Polacy mają grilować, cieszyć się, że nie jest gorzej w związku z kryzysem gospodarczym i bać się Kaczorów.
 
7. Wyborcy śpią, ale prędzej czy później będą się musieli obudzić. Czy obudzą się wprzyszłym roku, gdy dziura w budżecie sięgnie 52 mld plus wszystko poukrywane w innych funduszach? Czy może Donald Tusk będzie miał szczęście i na czas zdoła się wczołgać do Pałacu Prezydenckiego? Pokaże czas. Na razie politycy PO i PiS rozsiedli się na politycznej scenie i „obsługują” swoje elektoraty, odgrywając co jakiś czas swoje tak przewidywalne  „ustawki”. Mają cholerne szczęście, że na razie brak przysłowiowego gajowego Maruchy, który zakłóciłby im tą zabawę. Nie jest nim bowiem SLD z Grzegorzem „Zapatero” Napieralskim, Wojciechem „Wylaszczonym” Olejniczakiem i kandydatem na prezydenta Jerzym „Kennedym” Szmajdzińskim.
 
8. I tak skończył się PO-PiS, a wraz z nim nadzieje na Nowe, Zmianę, „rozbudzenie energii Polaków”, Czwartą, a może po prostu Lepszą, Sprawiedliwszą.  Nie z krzykiem, ni z hukiem. Ale ze wzruszeniem ramion i ziewaniem wyborców. Ostatecznie każdy produkt ma swoją datę przydatności do spożycia. A spece wymyślą kolejną bajkę, tfuuu narrację, żeby pognać ludzi do wyborczych urn.

"Benia mówi mało, ale on mówi smacznie"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka